Atrakcje Toronto CityPass

City Pass co to jest i co nam daje?

City Pass to nic innego jak trochę tańszy, łączony bilet na najbardziej popularne w Toronto atrakcje, takie pięć w jednym. Uprawnia nas on do wejścia do:
  • Ripley's Aquarium
  • CN Tower
  • Casa Loma
  • Royal Ontario Museum
  • ZOO lub Ontario Science Center 

Czy warto kupić City Pass?

Według mnie tak, szczególnie, że ceny za bilety do poszczególnych atrakcji są o wiele droższe. Plusem jest także fakt, że nie musimy stać w kolejkach do kas do każdej atrakcji, tylko od razu możemy się kierować bezpośrednio do wejścia. 
Ogólnie rzecz biorąc, Zoo i Ontario Sience Center są w tym zestawie trochę na siłę, ponieważ do obydwu ciężko się dostać (kilka przesiadek oraz odległość od centrum) i bądźmy szczerzy - nie są to atrakcje, które koniecznie trzeba zobaczyć. My jednak wykorzystaliśmy wstępy do wszystkich obiektów ze swojego biletu, a ostatecznie zdecydowaliśmy się na ZOO, chociaż na początku chcieliśmy odwiedzić Science Center. Warunkiem koniecznym żeby obejrzeć wszystko jest czas - bilety mamy wykorzystać w przeciągu 9 dni od pierwszego wejścia. Toronto City Pass można bez problemu kupić online, jak i my zrobiliśmy.

RIPLEY'S AQUARIUM

Ryby, ryby, kolejne oceanarium. Ripley's Aquarium jest jednak dość unikalne na skalę światową. Jeżeli wybieracie się tam z dzieckiem, możecie spokojnie zarezerwować sobie cały dzień.
Ba, ja osobiście mogłabym tam siedzieć cały dzień, ale marudzenia męża wyprowadziły mnie stamtąd szybciej. Do obejrzenia mamy 5 standardowych ekspozycji:
  • Canadian Waters (Wody Kanady),
  • Dangerous Lagoon (Niebezpieczna Laguna),
  • Ray Bay (Zatoka Płaszczek), 
  • Rainbow Reef (Kolorowa/tęczowa rafa), 
  • Discovery Center (Centrum poznawcze). 
Dodatkowo:
  •  Planet Jellies (wielkie akwarium wypełnione meduzami),
  •  The Gallery (Galeria).
CANADIAN WATERS - jak sama nazwa wskazuje, to wystawa poświęcona wodom Kanady. Wszystkim, czyli nie tylko wielkim jeziorom, ale także wodom przybrzeżnym i występującym tam zwierzętom. Na mnie największe wrażenie zrobiła paddlefish (czyli ryba wiosłonosowata?), która pływa z otwartą paszczą, w ten sposób zdobywając pokarm. Osobnik pływający przed nami musiał być bardzo głodny, bo cały czas otwierał pyszczek. Oprócz tego zobaczymy też olbrzymie, homary, ośmiornicę oraz inne gatunki.



DANGEROUS LAGOON - tunel podwodny jest świetny i do tego dość długi. Jest w nim kilka gatunków rekinów (m.in. żarłacz brunatny, tawrosz piaskowy), niektórych całkiem sporawych, żółw oraz ryba piła (nie sądziłam, że ona jest tak duża). Tunel możemy przejść, ale po bokach, przy szybach, jest też wolno przesuwająca się taśma, więc wystarczy sobie stać i się przesuwać, a widoki "same się patrzą".


RAY BAY - mnóstwo płaszczek, niektóre naprawdę imponujących rozmiarów, pływające w zbiorniku. Płaszczki możemy obserwować za szybą, na poziomie naszego wzroku oraz z góry, gdzie wyskakują nad powierzchnię wody, myśląc że zostaną nakarmione.


RAINBOW REEF daje nam możliwość podglądania kolorowych rybek żyjących w rafie koralowej. Ja uwielbiam te kolorowe stwory, ale bardziej oglądać je w ich naturalnym środowisku. Potem w takich akwariach wyszukuję rybki, które widziałam na "żywo".


THE GALLERY to akwaria z m.in. węgorzem elektrycznym, piraniami, skrzydlicą, konikami morskimi.
Akwarium jest interaktywne, a jak wiadomo, najlepiej uczy się przez zabawę. Czyli nie tylko chodzimy i oglądamy rybki, ale coś musimy dotknąć, poczytać, pomacać, wyciągnąć i tak dowiadujemy się różnych ciekawostek. Koło Discovery Center jest plac zabaw dla dzieci, a w akwariach z rybkami nemo można wsadzić głowę i zrobić sobie podwodne zdjęcie lub przeczołgać się po tunelu z mniejszymi rekinami i zrobić sobie fotkę wokół rekinów. Warty uwagi jest także wielki zbiornik z leniwie sunącymi meduzami i zmieniającymi się światłami.

=> Warto też odwiedzić stronę internetową obiektu i sprawdzić przed wizytą, w jakim dniu są karmienia poszczególnych zwierząt. Z tego co zaczęłam czytać już po przyjeździe do domu jest nawet opcja nurkowania z rekinami! W zbiornikach z płaszczkami oraz kolorowymi rybkami są pokazy nurkowe co 2 godz. od 11.15.

DISCOVERY CENTER
Strefa, w której można "pogłaskać" małe rekiny bambusowe i skrzypłocze. Z jednej strony, niby fajnie - dzieci mogą poobcować ze stworzeniami, podotykać je, a zwierzęta mają swoje tzw. "rest area" (strefy odpoczynku), czyli nie są męczone przez cały dzień. Jednak ja jestem przeciwniczką dotykania wszystkiego przez ludzi, nawet głaskania obcych psów, tym bardziej, że potem dzieci np. chciały też dotykać płaszczki, gdzie już ciężej je było pracownikom upilnować.

CN TOWER

Najbardziej rozpoznawany punkt w Toronto. Zgubisz się? Kieruj się na wieżę. Widać ją z praktycznie każdego miejsca w mieście. Najwyższy punkt widokowy w Toronto. Wieża, która dzięki antenie zamontowanej na jej czubku jest największą wieżą na półkuli zachodniej. Muszę przyznać, że z bliska nie zachwyca ona widokiem - taki betonowy kloc, który przypomina mi trochę radziecką architekturę. Jednak coś musi utrzymywać tak wysoką budowlę, stad 3 potężne betonowe nogi. Ponoć budowa trwała nieprzerwanie, 24 godziny na dobę, 5 dni w tygodniu, a wieżę wzniesiono w 40 miesięcy. Miała symbolizować siłę kanadyjskiego przemysłu, chociaż jej wysokość miała także cele praktyczne - sygnał telewizyjny odbijał się od wysokich, istniejących budynków, więc trzeba było zbudować przekaźnik, który będzie od nich wyższy. Wieża jest naprawdę sporych rozmiarów i tworzy imponujący widok - założenia konstruktorów zostały osiągnięte. Za to w nocy, kiedy wieża jest oświetlona, a kolory zmieniają się, wygląda naprawdę ładnie (nie widać aż tak bardzo tej masy betonu).
Wieża liczy 553,33 m wysokości. W jej pierścieniu znajdują się 2 punkty widokowe (zewnętrzny i wewnętrzny, jeden z przeszkloną podłogą) oraz restauracja która obraca się o 360 stopni. Do punktu widokowego mknie się windą, z której można obserwować oddalające się ulice - winda ma przeszklone dno oraz otwór w drzwiach).

=> Ciekawostką jest aplikacja na komórkę, którą można pobrać z oficjalnej strony CN Tower. Pokaże nam ona, jak nazywa się obiekt, na który aktualnie patrzymy z wieży używając komórki. Świetny pomysł!

=> Jeżeli jesteśmy na krócej w Toronto lub nie chcemy korzystać z City Passa, możemy kupić SEA THE SKY Combo Ticket, który uprawnia nas do wjazdu na wieżę oraz odwiedzin w Ripley's Aquarium. 


=> W sezonie letnim możemy skorzystać z Edge Walk, czyli przejść się po krawędzi wieży będąc zabezpieczonym linami. 


CASA LOMA

Zameczek, bo zamek to za dużo powiedziane. Casa Loma brał udział  w wielu filmach, m.in. X-men. Budynkiem opiekuje się teraz miasto i widać, że wkładają dużo starań, żeby odtworzyć podupadłe niegdyś wnętrza oraz odzyskać oryginalne meble. Obiekt praktycznie w całości jest udostępniony do zwiedzania: sypialnie, łazienki, główny hol, tunele, sekretne przejścia, gabinety, rożne pokoje (gościnny, okrągły, dziecinny, Windsorów), oranżeria, stajnie, powozownia, wieże.
Więcej o Casa Loma możecie przeczytać w tym wpisie, ponieważ przeznaczyłam mu cały osobny post.

=> Warto połączyć zwiedzanie Casa Loma i Royal Ontario Museum, ponieważ te dwie atrakcje leżą dość blisko siebie.

ZOO


Tym, którym chce się dostać do Zoo w Toronto, w dodatku w zimę, należy się medal za wytrwałość. My wyruszyliśmy z jednej ze stacji na China Town, wsiedliśmy w tramwaj nr 510, jadący w kierunku Spadina Station. Na przystanku Spadina przesiedliśmy się w metro nr 2, jadące w kierunku Eastbound, a wysiedliśmy na stacji Kenndy. Stamtąd jechaliśmy autobusem nr 86 tylko 24 przystanki już prosto do Zoo. Podróż trwała ok. 2 godziny. Ogród zoologiczny jest dość rozległy. Znajdziemy tu zwierzęta z różnych rejonów świata, podzielone na geograficzne strefy występowania. Tak więc zobaczymy gatunki występujące w rejonie indo-malajskim, na afrykańskiej sawannie, pawilon australijski, zwierzęta tundry, zwierzęta  euro-azajyckie, z obszaru Ameryk oraz rodzime gatunki występujące w Kanadzie. Bardzo mi się spodobało, że ogród to nie tylko miejsce do oglądania zwierząt w niewoli, ale pracownicy dbają także o edukację i pokazują jak chronić zwierzęta oraz ich naturalne środowisko. Obok wybiegów dla zwierząt znajdziemy plakaty i tabliczki, informujące w jaki sposób niszczone są tereny naturalne zamieszkiwane przez np. orangutany. Dowiemy się, że człowiek wycina lasy deszczowe na Sumatrze pod uprawę olej palmowego, zrozumiemy w jaki sposób możemy w życiu codziennym pomóc zwierzętom (czyli wybierać produkty bez olejowego palmowego), a edukacja jest na tyle przystępna, że dosłownie pokazane  jest w jakich produktach znajduje się olej palmowy. Najbardziej zainteresowani byliśmy "domowymi" gatunkami Kanady, niestety wszystkie zwierzęta pochowały się. Mnie zachwyciły szalone wydry w pawilonie australijskim  - wyprawiały harce pod wodą, odbijały się od szyby, były niesamowite i tak zwinnie poruszały się w wodzie. Zoo od niedawna może się także pochwalić kilkoma małymi, niedawno urodzonymi zwierzętami - gorylicą Charile i hipopotamicą Penelope.

ROYAL ONTARIO MUSEUM

W muzeum można zobaczyć zabytki z całego świata, a różnorodność eksponatów jest imponująca. Możemy więc oglądać wystawy na temat: europejskiego średniowiecza, Chin, Egiptu, Bliskiego Wschodu, Rzymu, Grecji, Azji i Pacyfiku, Indian, Afryki, epoki brązu, ery lodowcowej, dinozaury, wypchane ssaki i ptaki, tunel nietoperzy. Rozmaitość wystawionych egzemplarzy jest dużym plusem, odwiedzając muzeum można podziwiać eksponaty z całego świata i przy okazji uczyć się o rożnych miejscach na Ziemi. Dla mnie jednak za mało było wystawy na temat Indian i ludów pierwotnie zamieszkujących Amerykę Północną i (tym bardziej) Kanadę. Najbardziej imponującym zabytkiem i tym, który najbardziej mi się spodobał był ogromny totem, znajdujący się przy schodach budynku. Był on na tyle wysoki, że piął się od piwnicy aż po ostatnie, 3 piętro budynku. Totem zrodził nadzieje pokrycia mojej niewiedzy o historii Kanady sprzed ery kolonizatorów, niestety na nadziejach się skończyło. Uczucia mam więc mieszane, z jednej strony dużo wiedzy o całym świecie, łatwo dostępnej dla mieszkańców, z drugiej strony co z historią i korzeniami miejsca, w którym się znajdujemy? Podobała mi się także jaskinia nietoperzy - ciemny tunel, w którym przysłuchujemy się dźwiękom i krótkiej opowieści lektora. Muzeum jest duże i może być męczące. Wystawy ze szkieletami prehistorycznych zwierząt - gigantów z ery lodowcowej i dinozaurów jest przeogromna. Ci, co lubią dinozaury i interesują się nimi - będą w siódmym niebie. Ze swojej strony mogę dodać, że brakowało mi odwzorowania, nawet zwykłego rysunku, jak wyglądały dinozaury w rzeczywistości. Tym bardziej chciałabym wiedzieć, jak wyglądał, jakiś wielki zwierz z ery lodowcowej, jeżeli widzę jego szkielet pierwszy raz na oczy. Za to można sobie zrobić zdjęcie z wizualizacją tyranozaura przy jego szkielecie i wysłać na maila.


Kreatywność mile widziana. Jeśli ktoś lubi muzea, na pewno nie będzie się tu nudził, jeżeli ktoś muzea zwiedza, bo zwiedza lub ma zamiar przyjść z dzieckiem, to warto wybrać kilka najciekawszych wystaw (na pewno dinozaury), ponieważ malec na pewno po pewnym czasie się znudzi, a dorosły też może. My byliśmy już dobrze wymęczeni chodzeniem, gdy dotarliśmy na największe piętro z Indianami, a tam rozczarowanie (bardzo małą wystawa). Odpuściliśmy sobie także czasy średniowiecznej/rycerskiej Europy, którą tak dobrze znamy z domu - nie było sensu oglądać eksponatów, które mamy na wyciągnięcie ręki u siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za czas poświęcony na odwiedzenie mojego bloga. Podziel się ze mną i (innymi) swoją opinią.

Copyright © 2016 Oczy zobaczyły - blog podróżniczy , Blogger